W Anglii mamy kryzys, nie chodzi tu oczywiście o kryzys
ekonomiczny, bo taki raczej nie dotknie klubów Premier League z powodu bogatych
oligarchów i szejków, którzy inwestują wielkie miliony w angielskie zespoły,
lecz o kryzys czysto sportowy. Przez wielu fachowców liga angielska uważana
jest za najlepszą na świecie. Jeśli popatrzymy na tabele to znajdziemy tam mnóstwo
mocnych ekip, lecz te zespoły w ostatnich latach stanowczo nie radzą sobie w
europejskich pucharach.
Manchester United, Chelsea i Manchester City to oni w tym roku
mieli reprezentować Anglików na arenie międzynarodowej i walczyć o najwyższe
cele w Europie. Po pierwszych meczach w 1/8 finału, można jasno powiedzieć, że
nie będzie to łatwe zadanie. Pomimo słabych wyników na krajowym podwórku, nikt
z fanów Manchesteru United nie wyobrażał sobie, żeby jego ulubieńców zabrakło w
ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Z kolei The
Citizens w lidze prezentowali się znakomicie, można powiedzieć taranowali
wszystko co spotkali na swej drodze. Wygrana 6-3 z Arsenalem oraz 6-0 z Tottenhamem
napawała kibiców Obywateli na osiągnięcie dobrego wyniku w Lidze Mistrzów.
Jednak nawet będąca w słabej formie Barcelona bez trudu poradziła sobie na
angielskiej ziemi z Manchesterem City. Wygrana 2-0, oraz rewanż na Camp Nou
stawia Hiszpanów w dużo lepszej sytuacji. Chociaż zostały jeszcze rewanże to
można powiedzieć że honoru angielskiej pilki będzie bronił prawdopodobnie Jose
Mourinho ze swoja drużyną. Chelsea zremisowała 1-1 na gorącym terenie w
Stambule i do rewanżu na Stamford Bridge będą przystępować w dużo lepszych
nastrojach niż wspomniane wcześniej zespoły. Pisząc o nieporadności Angielskich
zespołów w Lidze Mistrzów nie chodzi mi tylko o obecny sezon, lecz także o lata ubiegłe. Jeśli spojrzymy na drabinkę rozgrywek
z ubiegłego sezonu, w ćwierćfinale nie znajdziemy ani jednego angielskiego
zespołu. Wszystkie zespoły odpadły w 1/8 finału. Czerwone Diabły nie poradziły
sobie z Realem Madryt, Arsenal odpadł z przyszłym zwycięzcą rozgrywek -
Bayernem Monachium, a obrońca tytułu The Blues musiał zadowolić się grą w Lidze
Europy(3 miejsce w fazie grupowej).
Ktoś jednak powie że w sezonie 2011/2012
rozgrywki wygrała Chelsea. Tak to prawda, tylko, że reszta zespołów pożegnała
się z rozgrywkami już po wyjściu z grupy. Nie mówiąc o Manchesterze United,
który prowadzony jeszcze przez Alexa Fergusona nie zdołał nawet wyjść z grupy.
A co do samego triumfu The Blues, komentarz jest chyba zbędny. Aby porównać
obecną sytuacje do tej w której Anglicy stanowili o sile rozgrywek ligi
mistrzów. Wystarczy cofnąć się do sezonu 2008/2009 lub 2007/2008, gdzie w
półfinale znajdowały się po 3 drużyny z Premier League. A w 2008 roku mieliśmy
zaszczyt oglądać Angielski finał, pomiędzy Manchesterem United, a Chelsea
Londyn. Na potwierdzenie kryzysu wystarczy spojrzeć na ranking współczynnika
ligowego Fifa. Współczynnik opiera się na wynikach uzyskanych przez zespoły
reprezentujące poszczególne federacje w Lidze Mistrzów i Lidze Europy UEFA
(Pucharze UEFA) w ciągu poprzednich sezonów. W rankingu przodowała zazwyczaj
Liga Angielska, ogłoszony w tym roku plebiscycie Liga Hiszpańska wskoczyła na pierwsze
miejsce, a z dużą stratą punktową na drugim miejscu znajduję się Premier League.
Dodatkowo ostatnie dokonania Niemieckich zespołów, szczególnie Bayernu
przyczyniły się do tego że strata Bundesligi do wspomnianej ligi angielskiej
jest niewielka.
Pozostaje
postawić sobie pytanie dlaczego tak jest? Za słabi trenerzy, piłkarze, a może
presja związana z osiągnięciem dobrego rezultatu za wszelka cenę? Pieniędzy w
angielskiej piłce z pewnością nie brakuje, ale pieniądze w piłce nie grają, a
jedynie pomagają. Na dzień dzisiejszy nie można się oszukiwać, tylko Chelsea
jest na dobrej drodze do awansu. Można by liczyć jeszcze na United, ale z
pewnością Grecy tanio skóry nie sprzedadzą. Tak, więc ligę angielską można określić
w jeden sposób, idąc za słowami z kultowego polskiego filmu Pieniądze to nie
wszystko, a wszystko bez pieniędzy to ch..

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz