Tatuaż z podobizną Henryka Reymana na ramieniu, opowiadanie o miłości do
Wisły Kraków, prowadzenie dopingu z jej trybun, czy to wszystko było
tylko na pokaz? Mowa oczywiście o Patryku Małeckim, który po przejściu
do szczecińskiej Pogoni wypowiedział się w słowach: Mogę obiecać, że od
teraz na każdym treningu i w każdym meczu będę umierał za Pogoń. Wydaje
się, że słowa trochę nie na miejscu wobec wcześniejszych deklaracji
miłości do Białej Gwiazdy. A wystarczyło powiedzieć, że mimo oddania
serca Wiśle, będzie grał najlepiej jak potrafi w barwach Pogoni.
Małecki to piłkarz od zawsze kojarzony z Wisłą.
Przybył do Krakowa już jako junior i był przykładem, że posiadając
odpowiednie umiejętności piłkarskie można przebić się do składu
zdobywającej kolejne mistrzostwa drużyny. Stanowił argument trenerów,
którzy nie dawali szans wychowankom, że robią tak z powodu ich
umiejętności. Patryk te umiejętności posiadał, otrzymał szans i ją
wykorzystał. Zadebiutował w 2006 roku u Dana Petrescu jako nastolatek.
Dysponował szybkością, dryblingiem oraz boiskową odwagą. W parze z
umiejętnościami nie szła jednak inteligencja. Często sprawiał problemy
wychowawcze. Czuł, że jest już gwiazdą w drużynie, jak i całej lidze.
Przykładem tego mogą być jego słowa wypowiedziane do Macieja Sadloka w
czasie meczu z Ruchem Chorzów: Kim Ty k…. jesteś, pedale? Odmówił
Henrykowi Kasperczakowi wejścia na boisko w sparingu z Hannoverem,
podobnie potraktował kolejnego szkoleniowca Kazimierza Moskala. Już
wtedy zastanawiano się, czy nie powinien opuścić Wisły. Stali za nim
jednak kibice, których był ulubieńcem. Głośno deklarował, że nie zagra w
innym polskim klubie. Ostentacyjnie całował herb Wisły czy prowokował
kibiców Cracovii. Jednak wielu osobom naraził się, gdy odsyłał pikników
na drugą stronę Błoń. Zaczął szkodzić zarówno sobie jak i Wiśle.
Wraz z kolejnymi wybrakami Małeckiego, przyszła obniżka formy. Piłkarz
zdecydowanie przybrał na wadze, zbudował masę mięśniową, jednak stracił
przez to swoje główne atuty czyli szybkość i dynamikę. Snuł się
bezradnie po boisku, podejmując wyłącznie złe decyzje co przynosiło
straty. Przed sezonem 2012/2013 został wypożyczony do tureckiego
Eskisehirsporu, gdzie miał wydorośleć i odzyskać dawną, dobrą formę. Nie
zrobił jednak zagranicznej kariery i już po pół roku wrócił do Krakowa.
W rundzie wiosennej miał miejsce w drużynie prowadzonej przez Tomasza
Kulawika, jednak jego problemy miały dopiero nadejść.
Od nowego sezonu szkoleniowcem Wisły został bowiem Franciszek Smuda, z
którym Małeckiemu nigdy nie było po drodze. Franz jeszcze jako
selekcjoner reprezentacji krytykował Małego za bierność w obronie i z
tego też względu przestał powoływać do kadry. Nowy trener jednak mówił,
że piłkarz ma u niego czystą kartę, a sam zawodnik deklarował, że zrobi
co będzie mógł, żeby drużyna miała z niego pożytek. Runda jesienna była
jednak dla niego porażką. Mimo wielu szans od trenera, zarówno w
pierwszym składzie, jak i wchodząc z ławki piłkarz nie potrafił nic dać
zespołowi. Zatracił szybkość, ciągle tracił piłkę, a jego forma
frustrowała zarówno kibiców, jak i jego samego.
W zimowym oknie transferowym postanowił opuścić Wisłę i przenieść się do
Pogoni Szczecin. Odchodząc skrytykował Smudę za ciężkie treningi i brak
szansy. Od tego momentu zaczął deklarować „umieranie dla Pogoni”, co po
wcześniejszych deklaracjach o miłości do Białej Gwiazdy wydaje się
niesmaczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz